Zaległości podatkowe naszych przedsiębiorców – liczone z odsetkami – sięgają już ogromnej kwoty 50 mld złotych. Świadczy to o kilku rzeczach: po pierwsze o dziurawym prawie, dzięki któremu odsetki od płatności przeterminowanych wynoszą 13%, czyli tyle, ile wynosi cena kredytu (jeśli policzyć oprocentowanie i marżę). Po drugie powstaje także pytanie, jak to się stało, że budżet państwa będąc przez długie lata w uprzywilejowanej pozycji w procesie egzekucji należności zrzekł się swojej słusznie uprzywilejowanej pozycji na rzecz … banków, czyli kapitału prywatnego. Jak podaje Puls Biznesu „jeszcze dziesięć lat temu należności wobec skarbu państwa były regulowane w pierwszej kolejności”. Po trzecie świadczy to też o tym, że dostępność do kredytowania zewnętrznego (bankowego) działalności firm jest poważnie ograniczona dla istotnej liczby przedsiębiorstw, które wybierają mniejsze zło, czyli opóźnienia w płatnościach podatkowych (co by nie było nie trzeba do tego żadnych formalności, wniosków itd.). Wniosek nasuwa się sam: ciężar i ryzyko finansowania firm przejmuje budżet państwa, tylko że na niekorzystnych warunkach, a instytucje wyspecjalizowane w finansowaniu biznesu niekoniecznie się do tego poczuwają. A przedsiębiorcy w naturalny sposób wykorzystują (z polotem) okazję do łatwego pieniądza i nie bardzo można mieć do nich o to pretensje.